Ściana kolankowa i dach
Witam wszystkich!
Postaram się dziś znowu troszkę podgonić, żeby w końcu dojść ze swoim blogiem do teraźniejszych prac. Po zalanym stropie nadszedł czas na ściankę kolankową i wymurowanie facjatek. Tu specjalnie nie ma się co rozpisywać. Ekipa murarzy, która stawiała ściany nośne w kilka dni wymurowała ściany kolanowe i przygotowała kotwy do zamocowania murłat . W tym czasie ze względu na wyjazd na szkolenie nie byłem w ogóle obecny na budowie. Jedyne co mogę tu dodać, to tylko to, że ścianę kolankowa (chyba jak 90 % budujących) podniosłem o jendego pustaka. Miałem pewne obawy co do późniejszego kształtu budynku, ale ku mojemu zdziwieniu dom ma bardziej regularne kształty niż te w projekcie. Poniżej zdjęcia poddasza z podniesianąścianą kolankową.
Od tego momentu, zaczął się kolejny etap, czyli dach. W domkach takich jak ten tzn, z dachem 4 spadowym wymaga sporo pracy i sporo pieniędzy:/ No ale najważniejszy będzie efekt końcowy. Przygodę z dachem zacząłem jeszcze przed wbiciem pierwszego szpadla na działce. Moja praca zaczęła się od wyboru drzew rosnących w lesie- chodzenie z puszką sprayu i zanaczanie, które drzewo się nada a które nie. Oczywiście mowa o moim lesie (pamiątka po dziadku),nie radzę nikomu robić tego w lesie państwowym:p. W każdym razie drzewo ścięte jeszcze w sezonie zimowych zostało zwiezione na pobliski tartak i wyglądało mniej więcej tak:
Zdjęcie przedstawia jedną z dwóch takich kupek. Byłem przekonany, że moja rola skończy się na dowiezieniu projektu na tartak, a tam już zostanie wykonan więźba jak trzeba. Okazało się jednak, że tak łatwo nie będzie. Tartak z którego usług korzystałem wymagał tego, żebym to ja decydował który klocek drzewa na jaką krokiew ma być cięty. Chcąc nie chcąc trzeba było poświęcić 3 dni na pocięcie na długośći odpowiednich klocków i opisanie ich kredą. Dodam tylko, że były to jak dotychczas 3 najbardziej męczące dni przy budowie naszego domu. Efekt 3-dniowej harówy przedstawia zdjęcie poniżej:
Tak przygotowana więźba przeleżała pół roku i została przetransportowana 60 KM wprosta na plac budowy
Trzy takie kursy i cała więźba znalazłasię na budowie (dwie najdłuższe beliki to 11 metrowe murłaty). W tle trwają jeszcze pracę nad impregnacją drzewa. Podobno najlepszą metodą jest moczenie wyschniętego drzewa w uprzednio przygotowanych rynnach. Metoda napewno skuteczna, ale czasochłonna i zużywająca mnóstwo impregnatu. Ja do tego celu wykorzystałem sprężarkę i pistolet natryskowy. Według mnie i to było wystarczające.
Gdy drzewo znalazło się na budowie dekarze zabrali się za wykonanie więźby. Wtedy ujrzeliśmy już pierwszy zarys domu.
Dom ciągle odkryty, a tu już minęła połowa paździrnika. Zima 2011/2012 zbliżała się bardzo odczuwalenie. Na szczęście pogoda choć nie rozpieszczała, pozwalała konynuować prace na budowie. Dekarze po skończeniu więźby zabrali się za deskowanie i papowianie całego dachu. Na kolejnym zdjęciu widoczną są już wymurowane góry "kapliczek" i zamurowana murłata- te dwie rzeczy postanowiłem zrobić samodzielnie. Z każdym pustakiem szło coraz lepiej, a afekt końcowy zadowalający.
Aha przy pokryciu dachu pojawił się tez kolejny dylemat: czy więźbe deskować i obłożyć papą?, czy przykrywać dach bez deskowania? Oczywiście zacząłem robić wywiad wśród znajomych, którzy już wybudowali dom, dekarzy i wszystki związanych z budową. Teorii jak zwykle było sporo, jedni uważali, że deskowanie niepotrzebnie tylko obciąża dach, inni z kolei, że dodatkowo go usztywni, a jeśli poddasze ma być użytkowe to jest wręcz niezbędne. Postawiłem jednak na tradycyjne rozwiązania i całość zadeskowałem, głównie dlatego, że miałem swoje deski. W zeszłym roku za 1m3 desek trzeba było zapłacić 700 zł. Dla porównania kilka lat wcześniej 400. Dzięki temu, że dach został zadeskowany, budową zdążyłem zabezpieczyć przed zimą. Całość w scenerii późno jesiennej prezentowała się następująco:
Na dziś to chyba tyle, jeszcze trochę i będe na bieżąco i bardziej szczegółowo opisywał swoją przygodę z budową. Pozdrawiam jeszcze raz wszystkich budujących!