Strop
Po wystawieniu murów czekało mnie kolejne rozczarowanie. Murarze musieli przerwać pracę na mojej budowie i jechać gdzieś indziej. Oczywiście nie miałem do nikogo o to pretensji, bo przyszli do mnie w ostatniej chwili bez wcześniejszzego planowania i co najważniejsze zrobili kawał solidnej roboty. Teraz przyszła pora na strop. Murarzy nie ma, październik mnie zastał a dom ma być przykryty przed zimą! Na szczęście jako nastolatek pracowałem kiedyś dorywczo na budowie i coś nie coś zapamietałem. Tu się idealnie sprawdza powiedzenie, że nauka nie idzie w las i że w życiu wszsytko się prędzej czy poźniej przyda. Tydzień wolnego w pracy trochę porad, informacji z internetu, mój pracownik dyspozycyjny - jednym słowem wszystko żeby zacząć przygotowywać strop.
W projekcie był żelbetowy, jednak ja postanowiłem po konsultacjach zrobić Ackermana. Myślałem też o terive ze względu na łatwość wykonania i ze względu na to, że kiedyć widziałem jak się wykonuje taki syrop jednak został Ackerman.
Przygotowanie szalunku (bez pustaków i zbrojenia) łacznie z balkonami zajęło mi dokładnie 5 dni (2 osoby), dzięki Bogu pogoda dopisała. Powyżej ja w akcji - chyba pierwszy dzień szalowania. Do rozmieszczenia desek używałem tylko dwóch ackermanów, które miałem na próbę. Przekładając je jeden za drugi rozmierzałem szerekość szczeliny. Metoda nie sprawdziła się w 100% i część desek przy układaniu ackermanów musieliśmy przebijać.
A to mój pomocnik, bez którego z pewnością nie dałbym sobie rady. Swoją drogą pracujemy razem do dzisiaj.
Tak wyglądał szalunek z góry. Pomimo przekonania, że wykonaliśmy go solidnie do samego końca miełem obawy czy wszysto wytrzyma i nie zawalai się podczas zalewania:) Najwięcej mojej uwagi, zaangażoawania, pracy , główkowania i nerwów poświęciłem na balkonu. Jeden z nich musiałem rozebrać bo zaszalowałem go na równi z końcem ściany. Dopiero jak sobie to wyobraziłem to dotarło do mnie, że w takiej sytuacji będe musiał chyba ze dwa stopnie na balonie wymorować. No cóż frycowe trzeba było zapłacić i w końcu się udało. Balkon nad wykuszem wymagał szczególnej staranności bo wisi swobodnie niczym nie podparty. Jakoś jednak go zmęczyłem, a wyglądał tak:
Piekielna konstrukcja, w środku w deskach zostały umieszone puszki po piwie. Sam nie wiem po co, bo przy rozszalowaniu wyleciały mi na głowę, no ale trzeba sobie jakoś urozmaicać pracę. Strop zaszalowany. Urlpo już mi się kończył. Zdążyłem jedynie naszykować jarzemka do wykoania wieńca i zamówić stal oraz Ackermana. W tym czasie wrócili murarze. Byli nieco zdziwieni, że nie mają za dużo do roboty i tym samym do zarobku. Na zaszalowaniu zoszczędziłem dokładnie 50 % na wykonaniu stropu. Sam byłem zły na siebie, że nie wykonałem wszystkiego do końca jednak trzeba było wracać do pracy i już.
Powyżej strop przygotowany do zalania. Jedyne co nie dawało mi spokoju to schodu i kominy. NIe miałem ani jednego ani drugiego. Na kominy zostawione dziury w stropie, a na schody wypuszczoen druty. Schody chciałem zalać z gruszki, bo wiadomo lepszy beton niż z betoniarki o wówczas miałbym monolit. Murarze stanowczo odradzali, bo twierdzili, że później je wykonają i zaleją z betoniarki i wtedy wyjdą cudne. Kominy z kolei jak później doczytałem dobrze jest jak nie są zalane betonem razem ze stropem. Chodzi o to, zeby komin i strop pracował osobno- tym bardziej jak ktoś tak jak ja decyduje się na komin systemowy. Do tematu schodów i kominów napewno wrócę.
Beton na strop po raz treci przyjechał w piątek (trzeci bo raz na fundament i raz na chudziaka). Pogoda po raz kolejny dopisała, oczywiście betonu zabrakło i trzeba było dowieź- wszytko to znacząco wydłuzyło pracę. Na szczęście cały szalunke wytrzymał, w żadnym miejscu nic się nie zarwało. Na szerszych powierzchniach stemple podbiliśmy 2 centymery wyżej bo podobno strop miał nieco opaść, według mnie nie poadł i na dole zauważam minimalne wybruszenie, więc tu nie doradze nikomu czy podbijać wszsystko zgodnie z poziomem czy nieco wyżej.
Strop zalany, pozostało go podlewać żeby nie popękał