"Lepiej Późno niż wcale" - te słowa w 100% opisują moje podejscie do Bloga Budowlanego- dom już stoi, a tu ani jednego wpisu. No cóż postaram się troche podgonić i po krótce opisać swoje zmagania z budową.
Zaczęło się jak zwykle niewinnie - od marzeń o własnym lokum. Początkowo na pulpicie pojawił się temat zakupu mieszkania (Październik 2010), po wszystkich przeliczeniach i rozważeniu wszystkich za i przeciw wypadło na własny dom. Zaczęło się -pierwszy krok - zakup działki. 3 miesiące poszukiwań i udało się! Kupiliśmy z żoną działkę położoną 10 KM do Częstochowy. Jakby nie patrzeć okazja ! Działka położona w malowniczej miejscowości w sąsiedztwie Lasu, Zalewu i w dodatku przy asfaltowej drodze ze wszystkimi mediami. Do tego wszystkiego atrakcyjna cena - średnio 1/3 tego co pierwotnie zamierzaliśmy przeznaczyć na działkę. Oczywiście w życiu nie ma takich okazji- działka była troche mokra i wymagała zrobienia odwodnienia - no cóż : coś za coś. Gdy przymierzaliśmy się do zakupu była zima,śnieg i mróz wszystko zasypane śniegiem - wyglądało jak normalny las.Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że jak będzie odwilż to ciekawie nie będzie, ale takiego widoku nikt się nie spodziewał :/
Zdjęcie ze stycznia 2011
No cóż widziały gały co brały- na pierwszy rzut oka teren nie nadaje się do budowy nawet budy dla psa, ale dla "chcącego nic trudnego". Szaleńcem raczej nie jestem i nie postawiłbym domu na niepewnym gruncie:) Problem z wodą polegał na tym, że droga, która powstała przy naszej działce (10 lat wstecz) uniemożliwiała swobodny spływ zgodnie z kierunkiem grawitacji- dowodem na to jest to, że po drugieg stronie drogi - siedem metrów dalej na terenie położonym niżej o jakieś 1,5 metra nie było nawet jednej kałuży (a przecież warunki geologiczne czy tam hydrologiczne nie zmieniają się z każdym metrem) -daruje sobie i nie będe wklejał kolejnego zdjęcia z przeciwnej strony. Troche nocy nieprzespanych, długich przemyśleń i jeden wnisek : trzeba wode spuścić (jak z wanny), a działkę profilaktycznie podnieść o jakiś metr do góry - proste jak budowa cepa:) No to do dzieła!!
Pierwsza myśl - wykopanie studni na swojej działce, przekopanie dziury pod asfaltową drogą i już woda poleci niżej a u mnie będzie sucho. Zakupiłem Dreny, wyrysowałem plany odowdnienia, zamówiłem koparkę i 10.02.2011 miałem wykopać studnie- pierwszy element odwodnienia zalanego terenu. Nic nie wyglądało obiecująco:(
Zimno, mokro, do tego koparniczy nie chciał nawet ruszuć łychą bo się bał, że natrafi na rurociąg, gazociąg, telefon itp-. chwila zwątpienia:/ Po długich namowach zaczął jednak niepewnie drążyć dziurę pod potencjalną studnie, aż tu nagle natrafił na grubą betonową rurę - nie było jej na żadnej mapie, w urzędzie gminy też nikt o niej nie wiedział. Po oględzinach na miejscu stwierdziłem, że to kanalizacja, więc dzięki Bogu nie zdążyliśmy jej uszkodzić:) Ale zaraz zaraz, że tak brzydko się wyraże, "gównociąg" biegnie w ulicy a nie w mojej działce!! Długo nie myśląc rzekłem "kop Pan dalej, zobaczymy co to" - w końcu tajemnicza rura biegła na moim już placu, a tam chyba mogę sobie kopać gdzie chce:) Po kilku następnych ruchach łychą kopary okazało się, że rura kończy się ślepo na mojej posesji i tu zrodziła się zagadka. Postanowiłem, że rozbije jej górną krawędź - bo wyglądało mi to na stary kanał burzowy, który ktoś nieumyślnie zakopał (drogowcy przy budowie drogi). Gdy tak w dole, pełnym wody po kolana drążyłem dziurę metalową brechą usłyszałem wołanie "Co Pan tu wyprawia??!!". Byli to urzędnicy zdziwieni pracami odbywającymi się na mojej działce i poniekąd na płowie drogi należącej do Powiatu . Pomyślałem no to mam przechalapne! Zanim jednak wyszedłem do nich z dołu, postanowiłem zadać ostatni cios betonowej rurze, która w końcu pękła, a przez wyrwę woda z działki zaczęła uciekać jak z wanny- historia mało prawdopodobna ale jednak prawdziwa! Urzędnicy, którzy przyjechali na miejsce byli jeszcze bardziej zdziwienia niż ja. Moje odkrycie, to stary kanał burzowy!!, który później jeszcze troche udrożniałem i dzięki któremu cała woda poprostu spłynęła. Jednym słowem spuszczanie wody z beznadziejnie zalanej działki kosztowało mnie może 5 h pracy i 1,5 h wynajęcia koparki.
A tu już efekt pracy po 3 dniach, woda, która potrfiła przelewać się na chodnik obniżyła się o jakieś 0,5 m- oczywiście jej spływ kontrolowałem- stale podrążając rów którym spłwyała żeby przypadkiem nie zalać posesji położonych poniżej
Na tym zdjęciu widać załamany lód. Gdy uciekała spod niego woda, strzelał niemiłosiernie .Las dodatkowo sprzyjał efektom dźwiękowym - w tamtym czasie był to dla mnie najprzyjemniejszy odgłos, który dawał nadzieje na to, że w tym miejscu stanie mój dom. Oczywiście całkowite osuszenie terenu zajeło jakieś dobre dwa miesiące i kosztowało mnie sporo odcisków od łopaty- ale w końcu woda zniknęła.
Stanąłem w końcu przed kolejnym problemem- wycinka drzew i oczyszczenie terenu. Wiadomo było, że do tego będzie potrzebne pozwolenie - okazuje się że cała ta papierologia kosztowała mnie więcej pracy i czasu niż znalezienie działki i później prace przy odwodnieniu. W końcu się udało: po miesiącu zmagań, zgromadzeniu sterty papierów, wykonaniu dziesiątek telefonów wszystkie niezbędne pozwolenia miałem już na swoim biurku.Pozostało kupić pilrkę spalinową, zapoznać się z jej obsługą i do Dzieła!!
Po dwóch dniach pracy, przy pomocy dwóch osiłków i napaleniu gigantycznego ogniska teren wydawał się być oczyszczony.
Od początku pomysłu nad budową domu, postanowiłem, że wszystkie czynności będe wykonwyał krok po kroku. Zamykam jeden etap i rozpoczynam drugi - nie wybiegam w przyszłość- radzę to wdrożyć każdemu inwestorowi- pozwala to na minimalizację stresu i zdecydowanie lepszą wydajności prac. Kolejnym etapem będzie, prowizoryczne ogrodzenie placu, nawiezienie działki i oczywiście przemyślane wykonanie fundamentów-w końcu podstawa domu. Po długich przemyśleniach doszedłem do wniosku, że w miejscu gdzie będzie stał dom, nie będe nic nawoził- grunt taki będzie niestabilny i fundamenty będą mogły pękać. W przeciwnym razie musiałbym odczekać z 5 lat aż się wszystko uleży i dopiero po tym okresie muśleć o budowie domu- jednak to niemożliwe bo chcemy z żoną być już na swoim:) Oczywiście na temat swojej działki słyszałem różne opinie, że bagno, że rzeka podziemna, że wulkan nieczynny i wiele innych.Jednak grunt to się nie przejmować. Straszono mnie, że działkę będe nawozić przez 4 lata do wyrównania poziomu z drogą. Ku mojemu zdziwieniu nastąpiło to w kilka miesięcy- wystarczyło tylko powiesić tabliczkę, dać ogłoszenie do gazety i porozmawiać z firmami budujacymi drogi czy mosty:)Ostatni pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę!
W Maju działka wyglądała mniej więcej tak:
Wymagała jeszcze troche pracy związanych z permanentnym odowodnieniem terenu:
Jak widać wody już nie ma. Teren zdążyłem nawieść gruzemu i ziemią i już nawet rozkopać. Ku mojemu zdziwieniu po wydrążeniu 3,5 metrowej studni, mającej na cleu zbieranie wody w okresie wiosennym, nie natrafiłem na ślady wody.Obalałoby to wszytskie mity dotyczące podziemnych wód, biagien itd. Przy pracach z przygotowaniem działki zastał mnie lipiec 2011, a domu jak nie było tak nie ma.
Oczywiście pozwolenia na budowę, przyłącz prądu itd załawiałem w między czasie- z tym nie poszło najgorzej - wystraczy determinacja, a jak Cie wyrzucą drzwiami, trzeba wrócić oknem i już.
Kolejnym etapem Blogu będzie już budowa domu